Myśli zaczęły mi się plątać. Wyciągnęłam szybko telefon i wybrałam numer mojej mamy. Odebrała po kilku sygnałach.
- Słucham. - zagadnęła miłym głosem.
- Ojciec jest w szpitalu. Miał wypadek. Jego stan jest ciężki. - powiedziałam szybko.
- Och... - tylko tyle udało jej się wydusić wiedząc, że mężczyzna, którego kochała ponad życie i nadal kocha leży w stanie krytycznym w szpitalu.
- Musimy tam jechać. Justin pisze, że to mogą być jego ostatnie dni, albo nawet godziny. - oznajmiłam.
- Nie długo wrócę. Mam spotkanie. Przepraszam. Porozmawiamy później.
Rozłączyła się, a ja odłożyłam telefon na stół.
Po chwili znów zaczął dzownić. Chwyciłam go i odetchnęłam z ulgą. Dzwonił Niki, a przynajmniej na początku tak myślałam. Odebrałam.
- Wiesz jak się martwiłam?
- Niki jest w szpitalu. Uznałem, że powinnaś wiedzieć.
- Pan Galanis? - zapytałam spanikowana.
- Tak.
- Co.. Co się stało?
- Miał wypadek. Jego stan jest bardzo ciężki. Nie wiadomo czy... przeżyje.
Do moich oczu napłynęły łzy, a moje serce rozpadło się na tysiące kawałeczków.
- W którym szpitalu?
Próbowałam opanować głos.
- Szpital przy Rowlings street. Sala 167 drugie piętro.
- Dziękuję.
Rozłączyłam się.
- Czy to jakieś pieprzone żarty?! - krzyknęłam opadając na kolana i zalewając się łzami. W tym momencie weszła mama.
Kiedy mnie zobaczyła podbiegła do mnie i przytuliła mocno.
- Julia, co się stało? - zapytała spanikowana.
- Niki... Niki jest w szpitalu... Nie wiadomo czy przeżyje.
Zaczęłam wylewać potoki łez.
- Najpierw tata teraz on... - wyszeptałam. - To nie może być prawda. - dodałam cicho.
- A jednak.
Mama pogładziła mnie po włosach.
- Musimy jechać do San Diego do taty. Chodź.
Podała mi rękę.
- Ja... Nie mogę. Przepraszam.
Popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
- Muszę jechać do Nikiego.
- Ale...
Nie dałam jej skończyć.
- Zrozum... Ja go kocham.. Nie mogę jechać z tobą. Przepraszam. - powtórzyłam.
Mama spojrzała na mnie.
- Zależy ci na nim, prawda? - zapytałam.
Popatrzyła na mnie pytająco.
- Na ojcu. Kochasz go dalej. - stwierdziłam.
Pokiwała głową twierdząco.
- Więc wiesz jak się czuję. Ty musisz być przy nim, a ja przy Nikim.
Uścisnęła mnie mocno, po czym zgarnęła kluczyki z samochodu.
- Ubieraj się. Zawiozę cię. - powiedziała.
Pobiegłam do pokoju po torebkę i ubrałam szybko płaszcz oraz buty. Narzuciwszy szary szal wyszłam za mamą z mieszkania.
Kiedy dojechałyśmy na miejsce przytuliłam szybko mamę, wyszeptałam do jej ucha "dziękuję" i pobiegłam do Nikiego.
Weszłam do windy i wcisnęłam okrągły guzik. Winda ruszyła i po chwili znalazłam się na drugim piętrze.
Szłam długim korytarzem gdy zobaczyłam na drzwiach numer 167.
Weszłam bez pukania i zobaczyłam na łóżku nie przytomnego chłopaka. Wsytrzymałam oddech. Podeszła do mnie pielęgniarka.
- Co z nim jest? - zapytałam cały czas patrząc na mojego chłopaka.
- Kim pani jest? Jeżeli nie jest pani z najbliższej rodziny nie mogę pani niczego powiedzieć. - oznajmiła.
- Ja... Ja jestem jego dziewczyną. - zająknęłam się.
Nagle do sali wszedł ojciec Nikiego.
Zobaczywszy mnie po jego twarzy przemknął blady uśmiech.
Kobieta rzuciła mu nieme pytanie.
- Może pani jej wszstko powiedzieć.
Brunetka westchnęła i zaczęła mówić:
- Jego stan jest krytyczny. Cały czas próbujemy go wybudzić, ale jest to bardzo ryzykowne. Robimy wszystko co w naszej mocy żeby nie dopuścić do śmierci tego chłopaka. - powiedziała i wyszła z sali.
______________________________
Jak wam się podoba? Czekam na opinie i zapraszam na nowy rozdział na drugim blogu dlaczego-kochamy-tak-mocno.blogspot.com
Pozdrawiam. Autorka.
Boże coś takiego w krótkim czasie. Czekam na następny z niecierpliwiona następnymi zdarzeniami. życzę weny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pauli
Świetny rozdział (zresztą jak każdy...) Julia przeżyła chyba najgorsze urodziny na świecie .... nie mogę się doczekać następnego rozdziału ! ;)
OdpowiedzUsuń