środa, 31 grudnia 2014

2015 r. zbliża się wielkimi krokami.

No to tego... Życzę wam wystrzałowego Sylwestra i szampańskiej nocy sylwestrowej z dobrą muzyką i przyjaciółmi. Spełnienia wszystkich marzeń w Nowym, już 2015 roku.
Mam nadzieję, że po Nowym Roku będziemy dalej razem no i fajnie by było gdyby ktoś dołączył do tego grona.

Pozdrawiam sylwestrowo. Autorka.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 5

Nagle do pokoju wszedł pan Galanis.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - mruknął.
- Tato, czego szukasz - zapytał Niki.
- Bruno. Nigdzie go nie ma.
- Musimy go poszukać. - powiedziałam.
- Julia ma rację. - odezwał się Niki.
Wyszliśmy z domu. Ja i Niki poszliśmy w stronę parku.
Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań Niki poszedł mnie odprowadzić.
- A może wejdziesz na chwilę? Długo już chodzimy, a jest dość chłodno. - zaproponowałam.
- Jasne. - odparł.
Weszliśmy do środka. Wiedziałam, że o tej porze nie będzie mamy, a tata wczoraj wyjechał. Kiedy przekręciłam klucz w zamku otwarłam drzwi i weszliśmy do mieszkania.
- Fajnie mieszkasz. - powiedział Niki i sciągnął swoją skórzaną kurtkę wieszając ją na wieszaku w hallu.
- Dzięki. - odparłam.
- Zauważyłem, że coraz lepiej idzie ci z angielskim.
- Tylko dzięki tobie. To twoja zasługa.
Niki usiadł na kanapie, a ja w fotelu obok.
- Widzę, że masz sporą kolekcje filmów. - wskazał stos opakowań leżących na stole.
Pokiwałam tylko głową.
- Może obejrzymy coś? - zaproponował.
- A może pójdziemy gdzieś na miasto? - propozycja padła nieoczekiwanie z moich ust.
- OK! Za godzinę po ciebie wpadnę. - powiedział i wstał.
Odprowadziłam go do drzwi, a tam Niki przeszedł samego siebie.
- Będę czekać. - powiedziałam.
Uśmiechnął się i popatrzył mi w oczy, po czym nachylił się lekko i pocałował mnie. Nie tak jak dziś rano, ale głębiej. Czas stanął w miejscu. Teraz wyraźnie czułam kolczyk w jego wardze. Oderwaliśmy się od siebie i bez słowa wyszedł zostawiając mnie oniemałą pod drzwiami. Po chwili ocknęłam się i poszłam do swojego pokoju. Otwarła szafę i wyciągnęłam z niej blado - różową sukienkę i czarne szpilki.
                          °*°
Po jakimś czasie do domu wróciła mama.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytała.
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
- Julio, nie możemy się tak zachowywać. Musimy porozmawiać. - Dobrze, ale nie w tym momencie.
Zamknęłam drzwi do łazienki. Pomalowałam się szybko i nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pędem wyszłam z łazienki i otwarłam uprzedzając mamę.
- Hej. Wygladasz... Wow. - wydusił w końcu Niki.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko.
- Mamo, wychodzę. - krzyknęłam.
Kiedy wyszliśmy za drzwi, Niki przyciągnął mnie do siebie i lekko musnął moje usta.
- Musimy porozmawiać. - poinformowałam.
- O czym? - zapytał i znów chciał mnie pocałować.
- Właśnie o tym.
Rzucił mi pytające spojrzenie.
- Dlaczego to robisz? - spytałam.
- Julio, o co ci chodzi?
- Zachowujesz się jak byśmy byli razem.
- Wcześniej ci to nie przeszkadzało.
- Bo... - nie znalazłam dobrej odpowiedzi, a nie chciałam mu mówić o moich uczuciach wobec niego.
- Jak się zdecydujesz to zadzwoń.
Chciał odejść.
- Niki, zaczekaj. - powiedziałam gdy kierował się ku wyjściu z klatki. Stanął i popatrzył na mnie.
- Kocham cię. - wyszeptałam ze łzami w oczach. Chłopak podszedł do mnie i popatrzył mi w oczy, po czym pocałował mnie.
- Ja też cię kocham, Julio. - szepnął tuląc mnie do siebie. Kiedy wyrzuciłam wszystko co czuję jest mi o wiele łatwiej.  
                          

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 4

Kiedy doszłam do parku, Niki już czekał. Usiadłam na ławce obok niego.
- No więc słucham.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale...
- Po prostu wyrzuć to z siebie.
- Potrafię rozmawiać ze zmarłymi, którzy jeszcze nie zostali pochowani, ale muszę mieć przy sobie jakąś część ich ciała, albo być w miejscu lub w pobliżu miejsca, w którym spędzali najwięcej czasu.
- Część ich ciała?
- Na przykład kosmyk włosów.
Uśmiechnął  się lekko
- To chore. - wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.
- Teraz gdy już wiesz możesz iść albo zostać, to twoja decyzja.
Nic nie mówiąc popatrzyłam mu w oczy, po czym odwróciłam się i poszłam do domu.
                        
Wchodząc do mieszkania zauważyłam jakieś męskie buty i usłyszałam znajomy głos dochodzący z salonu. Kiedy weszłam do pokoju, na kanapie siedział mój ojciec.
- Co on tutaj robi? - zapytałam mamę.
- Chciał cię odwiedzić.
Ojciec wstał i podszedł do mnie z jakimś pudełeczkiem w ręku.
- To dla ciebie.
Podał mi pakunek.
- Mam gdzieś te twoje prezenty. - powiedziałam, po czym poszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami i zamykając je na klucz.
- Julio, otwórz drzwi. - powiedziała mama naciskając na klamkę.
- Dajcie mi święty spokój! - wrzasnęłam.
Opadłam na łóżko zagłębiając się w myślach. Rano nie budząc mamy wyszłam z domu. Nawet nie popatrzyłam na zegarek. Szłam tam gdzie prowadziły mnie nogi, a zaprowadziły mnie one... pod dom Nikiego. Postanowiłam zadzwonić. Otworzył mi pan Galanis.
- Dzień dobry. Przepraszam, że tak wcześnie. Jest Niki?
- Tak, proszę. Wrócił wczoraj późno i był zdenerwowany. Może ty temu zaradzisz.
Weszłam niepewnie do środka i poszłam do pokoju Nikiego. Uchyliłam cicho drzwi i wślizgnęłam się do środka. Niki spał jak zabity. Usiadłam na krześle obrotowym przy biurku i podciągnęłam kolana pod brodę. Po jakimś czasie obudził się.
- Julia?
Nie odpowiedziałam tylko podniosłam kołdrę i weszłam pod nią, a Niki zrobił mi miejsce.
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Nie szkodzi.
Chwycił kosmyk moich włosów i zaczął nawijać go na palec. Uśmiechnęłam się lekko
- Co się stało? - zapytał.
- Pokłóciłam się z... już sama nie wiem z kim. Najpierw z tatą, a potem z mamą.
Popatrzyłam na niego i wskazałam kolczyk w wardze.
- Przeszkadza to?
- Da się przyzwyczaić. - mruknął.
- Chodziło mi o to czy przeszkadza w całowaniu.
- Nie wiem. Nigdy nie próbowałem.
Popatrzył mi w oczy i nachylił się, po czym musnął moje usta swoimi.
Kolczyk był prawie nie wyczuwalny. Odwróciłam się do niego plecami i uśmiechnęłam się szeroko.
- Stwierdzam, że nie przeszkadza.
Z powrotem się odwróciłam.
- Chcesz porozmawiać o naszej wczorajszej rozmowie? - zapytał.
- Nie. Chcę o tym zapomnieć.
- Przepraszam. - rzekł.
- Za co?
- Za to, że wkręciłem cię w to wszystko.
- Nie musisz przepraszać. Sama się na to zdecydowałam, a ty dałeś mi wybór. Mogłam wtedy zostawić cię samego z Alice, ale zostałam.
Położył dłoń na moim policzku.
- Masz piękne oczy. - oznajmiłam rozkoszując się dotykiem jego skóry i jego zapachem. Patrzyliśmy tak chwilę na siebie, ale po jakiś czasie w końcu wzięliśmy się za angielski, którego wczoraj nawet nie ruszyliśmy.
- Czyli w Past Simple do czasownika musimy dodać -ed? Tylko tyle? - zapytałam.
- No i jeszcze musisz pamiętać o poprawnej formie osobowej czyli...
- Was i were. - dokończyłam.
- Dobrze.
Uśmiechnęłam się lekko.

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 3

Kiedy doszliśmy do domu Alice, zapukałam do drzwi.
- Hej, Julia. Co tutaj ro... - urwała gdy zauważyła stojącego za mną Nikiego.
- Musimy porozmawiać. - powiedział.
- Dobra. Wejdźcie.
Weszliśmy do środka i poszliśmy do piwnicy, gdzie była "relaksownia Alice". Dziewczyna usiadła na fotelu, a ja i Niki na kanapie, na przeciw niej.
- Chodzi o twojego brata. - zaczął Niki.
- No tak... Zwłaszcza ty musisz o tym wiedzieć. - mruknęła.
- On... chce się z tobą pożegnać.
Nie rozumiałam o co mu chodzi. Popatrzyłam na Alice pytająco.
- Mój brat zginął w wypadku samochodowym trzy dni temu.
- Julio, jeżeli chcesz to zostań, ale ostrzegam, że wyda ci się to dziwne. - powiedział Niki.
                        °*°
Nagle oczy Nikiego stały się nieobecne, a jego źrenice zmieniły kolor na szarawy.
- Siostrzyczko. - szepnął.
- Adam? - zapytała niedowierzając Alice. Patrzyłam na tą scenę nic nie rozumiejąc.
- Nie powiem jej tego. - sprzeciwił się... właściwie nie wiem komu. - No dobra. Mówi, że bardzo cię kocha i przeprasza.
Alice zaczęła płakać.
- Żegnaj. - powiedział.
- Do widzenia, braciszku. - szepnęła.
W pewnej chwili wzrok Nikiego wyostrzył się.
- Co to miało być? - zapytałam.
- Nie bez powodu ludzie nazywają mnie dziwakiem.
Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Potrafię rozmawiać ze zmarłymi, którzy nie zostali jeszcze pochowani.
- To... To jest chore.
Wstałam i poszłam na górę, po czym wyszłam na dwór. Usiadłam na schodach, a po chwili obok mnie usiadł Niki. - Dzięki za korepetycje z angielskiego, ale już nie skorzystam.
Wstałam i poszłam do domu.
                        °*°
- Dzwonił tata, chciał z tobą rozmawiać. - powiedziała mama gdy weszłam do mieszkania.
- Jak będzie następnym razem dzwonił to powiedz mu żeby lepiej zajął się Justinem, bo jeszcze mój kochany braciszek wytoczy nam sprawę w sądzie za kradzież ojca. - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami z pokoju. Justin to mój przyrodni brat z pierwszego małżeństwa taty, nienawidzę jego i ojca. Obiecywał, że zostawi swoje dotychczasowe życie i zamieszka z nami, ale rzucił tylko słowa na wiatr. Odzywa się tylko na święta, albo na moje urodziny, które odbędą się za cztery dni. Justin jest starszy ode mnie o pięć lat. Nienawidzę go od naszego pierwszego spotkania. Miałam wtedy 7 lat. W pewnej chwili rozległ się dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Niki. Nie odebrałam. Po chwili przyszedł SMS. Przeczytałam wiadomość:

Julio, możemy się spotkać? Chcę ci wszystko wytłumaczyć.

Postanowiłam wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia.

Ok. W parku za piętnaście minut.

Wyszłam z pokoju i poszłam do salonu, gdzie siedziała mama. Jak zawsze zapracowana.
- Wychodzę.
- Dobrze, ale nie wróć za późno.
- Ok, ok. - mruknęłam.

                           
                      

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 2

Jadąc autobusem do szkoły uświadomiłam sobie, że jest piątek, a to oznacza, że jutro jest sobota, a w sobotę spotkam się z Nikim. Będziemy tylko ja i on. I angielski...
- Alice, czego ty tutaj nie rozumiesz? - zapytałam patrząc na kartkę ze wzorami matematycznymi siedząc przy stoliku podczas lunchu. - To tak jak byś gotowała. Musisz znać przepis żeby wyszło dobre danie. W matematyce jest tak samo, musisz znać wzór żeby wyszedł poprawny wyniki.
- Sęk w tym, że nawet nie potrafię gotować.
Westchnęłam zrezygnowana. Nagle do naszego stolika dosiadł się Niki. Alice odeszła od stołu zostawiając nas samych.
- Hej. Na którą mam jutro przyjść? - zapytałam.
- Dwunasta?
- OK!
Zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy ruszyli do klas. Ja i Niki mieliśmy teraz matematykę. Kiedy weszliśmy do sali razem, wszystkie oczy były skierowane na nas.
                        °*°
Musiałam siedzieć z Nikim, ponieważ wszystkie ławki były zajęte. Była to przed ostatnia lekcja. Potem był wf. Najbardziej znienawidzony przeze mnie przedmiot.
- Do jutra. - powiedziałam gdy zadzwonił dzwonek.
- Do zobaczenia.
Wyszłam z klasy i udałam się do sali gimnastycznej. Na wf-ie graliśmy w siatkówkę. Z tym akurat nie miałam problemu. Po lekcji poszłam na przystanek. Okazało się, że spóźniłam się na ostatni autobus, więc musiałam iść do domu na piechotę. Kiedy weszłam do mieszkania, mama wyciągnęła słuchawkę z ucha.
- Jak tam w szkole?
- Jak zawsze, nuda.
Poszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki, po czym poszłam do siebie.
                          °*°
Obudziłam się i popatrzyłam na zegarek.
- Już jedenasta. - szepnęłam do siebie.
Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Umyłam się szybko i umalowałam. Prawie wydłubałam sobie oko tuszem do rzęs. Mamy jak zawsze o tej porze nie było. Zjadłam tosty z dżemem i wyszłam z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Do Nikiego poszłam na piechotę. Kiedy zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi pan Galanis.
- Och, Julia. Dobrze pamiętam?
- Tak. Jest Niki?
-  Jest u siebie. Proszę.
Weszłam do środka i poszłam na górę. Zapukałam do drzwi i usłyszałam zachrypnięte:
- Wejdź tato.
Uchyliłam drzwi i wślizgnęłam się do pokoju.
- Wstawaj.
- Julia?
- Tak.
- Co ty tutaj robisz o tej porze?
- Sobota. Godzina dwunasta. Pamiętasz? Angielski.
Usiadłam na krześle obrotowym przy biurku, ale najpierw zrzuciłam z niego parę dżinsów. Niki wstał i chwycił spodnie.
- Musisz mi w czymś pomóc zanim weźmiemy się za angielski.
- O co chodzi?
- Muszę porozmawiać z Alice. Chodź. - powiedział i założył granatową bluzę, a na to czarną, skórzaną kurtkę i wyciągnął kaptur bluzy na wierzch kurtki.

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 1

- Kto to jest? -zapytałam spoglądając kątem oka na jakiegoś chłopaka.
- To Niki. Chodzi do naszej klasy.
- Tylko tyle?
- To dziwak. Nikt z nim nie rozmawia. Jego ojciec prowadzi zakład pogrzebowy.
Poszłyśmy do klasy. Do dzwonka zostały jeszcze jakieś trzy minuty. Spojrzałam gdzieś w bok i napotkałam wzrok Alice. Chwilę po dzwonku do sali wszedł ten chłopak z korytarza. Coś z nim jest nie tak. Czuję to.
- Do you understand me? - zapytała pani Harrison, anglistka.
- I... - zabrakło mi słów.
- Julio, zabierz swoje rzeczy i przesiądź się do Nikiego. Od dzisiaj na każdej lekcje macie pracować razem.
Pozbierałam książki i usiadłam do ostatniej ławki. Niki nawet nie popatrzył na mnie. Otworzyłam książkę na danej stronie i chwyciłam ołówek w dłoń. Zaczęłam rozwiązywać jakieś zadanie.
- Przy Present Continous musisz użyć czasownika be. - odezwał się nagle.
- Nie rozumiem tego.
Niki wziął mój ołówek i wypełnił do końca zadanie.
- Widzisz? Przed czasownikiem wykonywanym w danej chwili musisz postawić am, are lub is. - wytłumaczył.
- Dzięki, ale dalej nic z tego nie rozumiem.
- Wpadnij do mnie któryś dzień po lekcjach. Wytłumaczę ci to.
Za każdym razem gdy coś mówił poruszał się kolczyk w jego dolnej wardze.
- Nie wiem gdzie mieszkasz. - uśmiechnęłam się lekko.
- What are you doing, Niki? - podeszła do nas pani Harrison.
- We're doing exercises, Mrs Harrison.
- Good.  What I sayed, Julia?
- Yyy...
- Zapytała co robimy - szepnął Niki.
- Zapytała pani co robimy - rzuciłam do nauczycielki.
- Good. Well done. - odeszła.
- Dzięki. - powiedziałam.
- Widzę, że będą ci potrzebne korepetycje.
Zaśmiał się, po czym przeczesał ciemne włosy palcami.
                        °*°
Następnego dnia po lekcjach poszliśmy do Nikiego. Dziwiłam się dlaczego Alice twierdziła, że Niki jest dziwakiem. Jest nawet... fajny.
Niki przepuścił mnie w furtce, ale nagle stanęłam. Przede mną stał duży pies. Popatrzyłam na Nikiego, a ten tylko się uśmiechnął.
- Cześć, Bruno. - pogłaskał psa.
- Nie bój się go, nie skrzywdził by nawet muchy. Jest za leniwy.
Weszliśmy do domu, a tam zastaliśmy pana Galanisa, tatę Nikiego.
- Nikolaosie, kim jest twoja przyjaciółka.
- To Julia, będziemy się uczyć. - powiedział Niki takim tonem jakby miało być inaczej.
- Tak, tak. - pan Galanis mrugnął do syna.
Niki westchnął i poszliśmy na górę do jego pokoju. Niki mieszkał naprawdę w spartańskich warunkach, ponieważ w jego pokoju było tylko łóżko, biurko, krzesło obrotowe, szafa i totalny bałagan.
- Nikolaos? - mruknęłam.
- "Niki" to tylko zdrobnienie.
- Bierzmy się za angielski. - powiedziałam i usiadłam na nie zaścielonym łóżku. Otworzyłam podręcznik do angielskiego i chwyciłam ołówek.
                      °*°
- Nie rozumiem tego. - krzyknęłam po dwóch godzinach.
- Spokojnie. Z czym masz problem?
Niki podszedł do mnie. Usiadł obok na łóżku, a nasze spojrzenia spotkały się. Miał niesamowite oczy. Błękitne niczym ocean. Popatrzyłam na książkę i wskazałam palcem zadanie, którego nie umiałam rozwiązać.
- Tłumaczyłem ci już, że przed czasownikiem wykonywanym w tej chwili stawiasz czasownik be w odpowiedniej formie osobowej. Popatrzył na mnie, a ja na niego. Moje policzki zarumieniły się lekko. Odwróciłam szybko twarz.
- Chcesz poćwiczyć jeszcze na tą wtorkową karkówkę?
- Jeżeli mogę to wolałabym wpaść w sobotę. Za dużo angielskiego jak na jeden dzień.
- Jasne. - kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Dzięki za ten angielski.
- Trzeba sobie pomagać.
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Pewnie.
- Dlaczego inni uważają cię za dziwaka? Jeżeli nie chcesz to nie musisz odpowiadać.
- Gdy lepiej mnie poznasz, sama zrozumiesz. - odparł i wrócił na krzesło.
- Niki? - mruknęłam.
- Tak?
- Czuję, że jesteś inny, ale nie umiem cię rozgryźć.
________________________________________

Nareszcie 1. rozdział. Pozdrawiam. ;)